Jadę zamontować bagażnik i spotykam anioła…

Wczorajszy wieczór. Gocław. Ciemne osiedlowe uliczki. Jadę wolno poszukując adresu mojego klienta.

Zauważam starszą Panią idącą chodnikiem. Dźwiga dwie wielkie torby z zakupami. Stawia je na chodniku i wraca 20 metrów po trzecią torbę. Przenosi tę jedną 40 metrów do przodu i wraca po dwie wcześniej odstawione… I takim wahadłowym ruchem posuwa się wolno do swojego celu. Jakiś facet proponuje Jej pomoc. Pani odmawia.

Nie można tego tak zostawić. Parkuję samochód, podchodzę do Pani i proponuję jej swoją pomoc. Konsekwentnie odmawia, po chwili zgadza się bym zniósł te torby po kilku schodkach osiedlowej alejki. A po krótkiej rozmowie zgadza się bym odniósł jej bagaż pod budynek do którego zmierza. I do tej pory nie byłoby nic niezwykłego żeby o tym pisać….

Ale okazuje się, że Pani Barbara nie zrobiła tych zakupów dla siebie…

Ma już 83 lata, mieszka na innej dzielnicy Warszawy (chyba Powiślu), a na Gocław przyjeżdża by robić zakupy dla innych obłożnie chorych starszych ludzi. Tego dnia realizowała „dostawę” do starszego Pana leżącego po wylewie i do Pani z zaawansowaną chorobą onkologiczną. Kupuje podwójne towary w Biedronce (bo wtedy jest zniżka) i dźwiga te ciężary swoją wahadłową metodą 40 metrów do przodu i wracając 20 metrów po resztę bagaży… 

Powiedziała, że wśród znajomych ma ksywkę „Caritas”. Jak ktoś potrzebuje pomocy, to mówią – poproś Caritas (czyli Panią Barbarę). 

Spotkałem anioła rozwalającego system…